Miasto, w którym żyjesz. Pył nowoczesnej technologii, resztki kultury, sztuki i zieleni zapchane coraz mocniejszą cywilizacją. Nowoczesne budynki, praca w IT i piękne samochody, które mają pomóc w szybkim przemieszczeniu się.
Tak na prawdę – trują nas samych i przeszkadzają. Nie tylko w dotarciu od bloku do biurowca i zarobieniu na życie, ale także w … zdrowiu.
Coraz większe korki, rachunki za samochody rosną, a nam brakuje tlenu do życia. Ale … może widać jakieś światełko w tunelu?
Tak! To Nasz Kochany Rower. Pojazd wszechstronny, wielozadaniowy, unikalny. Jednak, co dziwne, rzadko używany. Jakoś nie widzę tych tłumów prze-szczęśliwych rowerzystów, chyba, że akurat trafi się Krakowska Masa Krytyczna.
Nie wiem dokładnie, jakie są tego powody. Do samochodów i wygody jesteśmy już po prostu mocno przyzwyczajeni. Może też nie chcemy zmieniać obiektów westchnień (lub kłótni) na te kruche maszynki?
Już sobie wyobrażam tą nowoczesną wojnę biznes-rowerzystów. „Ej stary, jak ty chcesz ubić z kimś deal jeżdżąc na tym gracie, Kross za 3 kafle? Teraz tylko Kona, poniżej 5 koła nie schodź bo Cię wyśmieją”
Tragedia ostracyzmu społecznego, ale przeniesiona na inny poziom 😉 śmieszne? No właśnie, ale … jakoś tak wstydzimy się jeździć na tym urządzonku. Tak, jak w stanach – używamy raczej jako rekreacji, niż środka transportu. Czy prawidłowo?
Może zróbmy z tego małą listę, Zad I Walet (Czyli Plusów i Minusów). Ok? Jedziemy:
Wielkie plusy:
Rower może być piękny, lub pokraczny, ale będzie działał! Owszem, czasami coś się stanie, ale napompujemy go i naprawimy o wiele szybciej niż samochód. I możemy to zrobić sami. Nawet jak mamy grata i zapomnimy o nim na kilka miesięcy, to po małych naprawach ręcznych – ruszy.
Cena – praktycznie dowolna. Możemy wydać na niego 100 zł (idąc za moim przykładem) lub 10 000 zł (jeśli lubimy sobie poskakać). Nawet stary, tani rower jest ok. Czasami rdza i brud dodają mu tylko smaku.
Łatwość przejazdu i zaparkowania. Przepchniemy się przez każdy skrawek terenu, również chodniki czy (jeśli jakieś znajdziemy) ścieżki rowerowe. Mkniemy przez korki jak mroczna zjawa dla kierowców samochodów. Ich zamglone oczy i szybko obracające się za rowerzystą głowy – to jest widok!
Koszt użytkowania – bardzo niski. Na podstawie małego kalkulatora kosztów użytkowania (w książce Early Retirement Extreme) możemy zobaczyć, że nawet jak co miesiąc coś się zepsuje to koszt jest mniejszy niż samochodu. Porównując – jako koszt samochodu możemy zsumować ubezpieczenia, naprawy, cenę auta oraz paliwa. A rower? To tylko koszt roweru i napraw, no i może trochę więcej dobrego jedzenia dla nas 😉
Może być pokolorowany lub przerdzewiały, może być ociężały, ale jedno jest pewne … nie zatruje Cię spalinami. Rower to bardzo czysta bestia, wbrew pozorom.
Zero problemów z parkowaniem i wybitnie mniejsze prawdopodobieństwo mandatu od straży miejskiej. Trzeba tylko pamiętać o większej ilości jakichś żaróweczek, lampek, tudzież światełek. Szerzej zwanych właśnie antymandatówki.
Większa odpowiedzialność… za Siebie. Czyli za to, że jestem punktualny nie odpowiada samochód, który może stanąć w korkach, czy komunikacja miejsca, która może się spóźnić. Odpowiadamy za to my, obliczając ilość czasu potrzebną na dojazd. Uwzględniamy naszą kondycję i … jedziemy!
Często zwalamy na wszystko winę, gdy tymczasem to my wybraliśmy ten sposób transportu. Rower pozwala popatrzeć na to z innej perspektywy.
Malutkie Minusy:
Nie transportuje więcej, niż torba/plecak. Plus coś do bagażnika, lub sakwy. Niestety, do niektórych prac to się nie nada. Przewieziemy spokojnie dokumenty, koszule, ubranie, czy jedzenie (no i wszystko co się zmieści w plecakach). No i jasne – wytrwamy nawet w dalekiej podróży. Ale gdybym miał przewieźć jakiś CASE…
Kradzież – przynajmniej w naszych uroczych Starostolicowych realiach. To obleśne, i katastrofalne zjawisko, ale … do przeżycia. Także finansowo. Wracając do kalkulatora – 700 zł na rok, plus naprawy to nie jest aż tak koszmarna kwota.
Trzeba się wysilić. To jest moim zdaniem totalna zaleta (i też odnosi się do punktu odpowiedzialności za to co się robi), no ale jednak. Dla niektórych początkujących, tudzież nieobytych – przebycie nawet kilku km może być na początku trudne. Zwłaszcza, jeśli nie traktujemy tego jako relaks – tylko mamy włączony pośpiech, możemy wkurzyć się, że nie wyrabiamy kilometrów. Ale jak we wszystkim – trening czyni mistrza. Ja na swoim gracie przejadę nawet 30 km, ale jakiś czas temu prędzej zjadłbym zęby ze zmęczenia.
Gdy jest zimno, to sami musimy się na pogodę uodpornić. Jeżdżę w zimie, w upały, na jesienną słotę, w deszczu i smogu. Ekhm, mgle, oczywiście, nie mówmy o
Ubranie. W tej kwestii akurat przydałoby się wsparcie od pracodawcy. Czyli, jeśli jedziemy do pracy, to
Możemy się zabrudzić. Nawet jeśli mamy dobre osłony na wszystko, to trzeba uważać. I tutaj też kłania się kwestia stroju – wystarczy mieć rzeczy na przebranie. Owszem, nie jest to super wygodne – ale ta satysfakcja, gdy do pracy jedziesz o własnych siłach – i to dwa razy krócej niż autobusem!
Podsumowując – kocham to urządzenie, za dozę wolności w moim życiu i pomoc przy załatwianiu wszelkich spraw „na mieście”. A Ty, chcesz wnieść nową jakość do swojego przemieszczania się?
(źródło obrazka http://i.huffpost.com/gen/1531803/images/o-BIKE-CITY-facebook.jpg)
Z tym wożeniem większego bagażu to nie prawda. Rower nie jedno ma imię, może być np. taki jak na zdjęciu, zresztą na co dzień wystarczają pojemne sakwy. Aha, ważne: nigdy plecak!
Haha, dzięki za podpowiedź 😉 Są sakwy, torby, koszyki i różne bajery, ale takiego jeszcze nie widziałem.
No ja trochę zaprzepaściłem szansę, bo zawsze z plecakiem, a czasami nawet zbyt dużym.
Warto podpatrzeć jak to robią Holendrzy i Duńczycy – tam nikt nie męczy się z plecakiem, za to standardem są właśnie sakwy i duże przednie bagażniki. Do tego wygodny i trwały rower miejski, nie góral. No, a oczywiście na większe ładunki rower cargo.
Niezły pomysł. Ale jesteśmy tutaj, nie w Danii, czy Holandii. Może to nawet i dobrze, bo lubię Polskę, ale rzeczywiście jeśli chodzi o rowery jesteśmy bliżej jakiegoś totalnego zacofania.
Sporo się w tej sprawie zmienia, jeszcze parę lat temu holenderski mieszczuch to było wydarzenie, teraz przeciwnie – mało który z codziennych rowerzystów używa górala. Wszystko to idzie IMHO w dobrą stronę.
Góral też niezła sprawa. Ale rzeczywiście w góry 🙂 Wiele lat jeździłem na zbyt-małym-rowerze do skakania
Ale miejmy nadzieję 😉