Religijny punkt kulminacyjny

Uciekaj bezbożny uczestniku mszy świętych!

Myślę, że to jest tak, jak miałem kiedyś z katolikami, może bardziej katolami. Wydaje mi się, że bardzo dobrze rozumiem chrześcijan, w ogóle ludzi wepchanych w jakąś wiarę, którzy jej nie wybrali, tylko w niej usilnie siedzą.

Rozumiem ich, czuję to, czuję to ich utożsamienie, ale nie wiem czy oni rozumieją mnie. Wiem, albo wydaje mi się, że wiem z własnego doświadczenia, co ich wiedzie ku wierze. Potrzeby.

Gdy ktoś mi mówi „pierdolony ateista, nie chodzi do kościoła” to mnie raczej śmieszy, wręcz nawet się z tym zgadzam; jestem na swojej ścieżce. Nigdy nie czułem się pewniej, lepiej, bardziej usatysfakcjonowany własną Mocą. Ale nie było łatwo, i nie jest zawsze przyjemnie.

Gdybym tymczasem powiedział „jezus to szmata” ten człowiek by oszalał. Nie tylko obraził się, ale tak zawziął, że chciałby mnie zabić. Mimo, że miałbym jak najbardziej pozytywne intencje. Bo po prostu nienawidziłem kościoła. Myśl, że ludzie  dookoła usilnie uczą się jak być niewolnikami wbija mi mocne szpilki w plecy. Ale nic z tego.

Taki „niewolnik” po prostu zabija. Arab, czy katolik, nie ważne. Dotknij jEGO fałszu, a dostaniesz. Za słowa, za kilka dźwięków z moich ust, które nie muszą zbyt wiele znaczyć, którym znaczenie każdy z nas nadaje. Tak się utożsamił z tym moim buczeniem, buczeniem w rytm i takt, ciumków i mlasków, że nawet, jeśli nie wyczuje w tym takcie nienawiści, to ją sobie dopisze. Po prostu stworzymy tą nienawiść.

Będzie myślał, że jestem przeciwnikiem jego jezuska, chociaż ani ja, ani tym bardziej on tego gościa nie znają. Że jestem przeciwnikiem Jego, dokładniej, jego EGO. System wartości, prawie cała osoba. Że ja chce go zniszczyć, że jest zagrożony.

Słuchaj uważnie, ja mu nie zagrażam, nawet go nie dotknąłem. A on chce mnie zabić. Chcesz mnie zabić, bo wydaję dźwięki, które tobie wydają się obrażać… właśnie ciebie. Bo głęboko utożsamiliśmy się z przekonaniami, te wyobrażenia są dla nas tak silne, że aż niewidzialne.

Nie jestem przeciwnikiem ludzi, walczyłem z fałszem, czyli sam jestem trochę fałszywy. Zamiast się cieszyć i wylegiwać na plaży piszę, bo mnie cholera bierze jak widzę mechanicznych ludzi. A widzę ich często.

Nie wierz. Nie wierz mi. Nie wierz systemowi. Nie wierz nauce! Uwierz w siebie, a nawet sobie nie wierz. Ufaj sobie i zaufaj światu, choć brzmi to dziwnie, ale gdy pomedytujesz nad tym chwilę to zobaczysz gdzie jest prawda.

Pokręcone? Nie zgodne, nie do zaakceptowania? Ok.

 

admin Opublikowane przez:

4 komentarze

  1. Anonimowy
    1 stycznia, 2014
    Reply

    czemu bierze cię cholera na widok mechanicznych ludzi? czemu nie są ci obojętni?

    #

  2. 2 stycznia, 2014
    Reply

    Bardzo dobre pytanie, dziękuję za zainteresowanie tematem.

    Jak najbardziej, przejmuję się ludźmi. Akceptuję swoją potrzebę przebywania z Wami. Wiem także jak trudno było Mi wyjść z fikcji literackiej jaką są gry społeczne, dalej staram się rozwalić zbędne schematy, i po prostu lepiej funkcjonować.

    Efekty są tego takie, że czuję się dużo bezpieczniej i lepiej. Uważam, silnie czuję, że lepiej będziemy się czuli ze sobą i kontaktowali, jeśli przestaniemy grać w kretyńską gierkę – "ludzie dookoła mnie są obcy, muszę myśleć tylko o swoich problemach, idę w tamtą stronę i reszta mnie nie interesuje". To nie prawda – interesuje, poznałem wielu ciekawych ludzi wprost na ulicy. NAPRAWDĘ! :D|

    W pewien sposób akceptuję i szanuję ludzi po prostu, kocham się kontaktować i wymieniać. Blokowanie się, mówienie nie, wewnętrzne problemy i wspomniane schematy społeczne to fałsz, który chcę rozwalać. Mówię o tym, wręcz krzyczę.

    Pozdrawiam gorąco i zapraszam do kolejnych wpisów.

  3. Anonimowy
    3 stycznia, 2014
    Reply

    dzięki za odpowiedź.
    rozumiem twój punkt widzenia. z drugiej jednak strony nie rozumiem, czemu nie widzisz,że dążysz do unifikacji, tylko w innej skrajności. mechaniczni ludzie vs refleksyjni ludzie otwarci na innych.

    to,że ja "kupuję" twoją receptę nie musi oznaczać, że jest ona uniwersalna. jak to mówi tandetny slogan:
    różni ludzie,różne potrzeby.
    najważniejsze jednak, żeby wszystkich traktować równo. a to jest bardzo trudne.

    pozdr

    #

  4. 6 stycznia, 2014
    Reply

    Kiedyś znajoma "pocisnęła" mi na fb, że każda rozmowa ze sobą jest schizofreniczna. I że jako jedność powinniśmy wręcz dążyć "unifikacji". W jakiś sposób się z tym zgadzam, ale z drugiej strony zupełnie nie ma racji.

    Każdy z nas jest w dużej mierze takim schizofrenikiem, są wręcz piękne medytacje polegające na "wchłanianiu całego świata do własnego umysłu". Trochę to rozbraja zwyczajne postrzeganie.

    Dziękuję, że kupujesz tą receptę. Na szczęście odbywa się to bez wymiany papierków, jednak i one się przydadzą. Dlatego te wpisy traktuję jako przekazywanie idei i dawanie zupełnie nowych poglądów, poszerzanie wizji świata. I to czasami może boleć.

    Mnie też dużo rzeczy boli i po prostu o nich piszę. Masz rację, to mój sposób, i wcale nie chcę żeby każdy go "zjadał" i przetwarzał na swoje życie. Nie mam jeszcze najgenialniejszych efektów, więc nie uważam się za "guru" mistyki. Choć rzeczywiście – mam kilka abstrakcyjnych marzeń.

    Co do traktowania równo, to osobny temat. Ja dostosowuję się do każdego, jak gdyby z automatu. I nie chcę być tak samo traktowany jak żul. Więc to kolejny temat – rzeka.

Skomentuj Piotr Enhap Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *