Nadużycia wobec mężczyzn – Moje przemyślenia

Jak w tytule – mam kilka przemyśleń odnośnie artykułu, który pojawił się na blogu niejakiego Roberta Palusińskiego w dniu dzisiejszym.

Nie czuję się „ofiarą” nadużyć. Raczej po prostu delikatnym, choć dość agresywnym często facetem. Bardzo wrażliwym, emocjonalnym (jak sama nazwa bloga wskazuje). Jednak… dość przez emocje, zwłaszcza kobiece emocje, uszkodzonym.

I tak mi się wydaje – kilkoma historiami wpisuję się w temat  (=

Być może także wielu aspektów nie zauważam, być może sam także manipuluję rzeczywistości, ale … chciałem Cię jak zwykle zainspirować. Do spojrzenia na siebie, i przestawienia trochę filtrów rzeczywistości na lepsze.

W poprzednim wpisie zaznaczyłem początek pewnej opowieści, inspiracji do zmiany. A artykuł o Przemocy bardzo się w to wpisuje.

Zwłaszcza o rzadko wspominanej, przemocy Emocjonalnej.

Mam takie szczęście, że zdarzyło się już w moim króciutkim życiu kilka pociesznych „ladies”. Każdą z nich szanowałem jak tylko się dało, jednak relacje te nie satysfakcjonowały mnie do końca.

Dlatego też w pewnym momencie (kiedy już było średnio u mnie wewnętrznie) skierowałem się na terapię.

Natomiast – co też ważne – niektóre wykorzystały mnie w podobnym stopniu, w jakim jest to opisane w artykule.
Zaznaczam też, że sam przez podobne mechanizmy mogłem zranić innych. Pytanie tylko, kto „jest uważany za winnego”, albo „kto zwykle jest uważany za tą wrażliwą stronę”. Bo coś ostatnio w świecie strony konfliktu się dość mieszają.

Często też tą bardziej agresywną, atakującą stroną jest facet. Przynajmniej fizycznie bardziej sprawny. Niestety – cała ta fizyczność to marna otoczka, jeśli nie może się jej użyć – a jest to po prostu prawnie zakazane. Więc co ma ten facet zrobić, jeśli kobieta mu rozpierdala wnętrze?

Szczęśliwie u mnie obyło się bez bójek, przynajmniej przez ostatnie kilka lat. Chociaż parę razy trzeba było pójść na siłownię się wyżyć.

Ale jeśli już o mocniejsze wykorzystanie chodzi, pamiętam sytuację, w której jednak doszło do rękoczynów.

W czasach licealnych uczęszczałem wiele razy na pijackie ogniska. Ciekawy klimat takich spotkań już do mnie tak nie przemawia jak kiedyś, jednak wtedy było To Coś.

Być może przez jakieś ciemne energie wewnętrzne, tudzież całościowe niewyżyte wkurwienie na dziewczyny powiedziałem jakieś niemiłe słowa do jednej z uczestniczek. Prawdopodobnie nic, za co można by spuścić przysłowiowy „wpierdul”.

Niestety jak później ledwo co pamiętam, przy wyjściu z ogniska spotkało nas (mnie i kumpla) kilku kolegów z osiedla obok. Z kastetami w ręku.

Następne co pamiętam, to chodzenie wężykiem do domu, i uczucie bólu na różnych miejscach twarzy.

Co równie chore, wróciłem wtedy do rodzinnego domu, gdzie przywitała mnie matka nad ranem (prawie z wałkiem do pierogów w ręku). Chyba oboje byliśmy zdruzgotani widokiem mojej twarzy.

Jaki z tego wniosek? Czy to obrażona koleżanka „wezwała pomoc”? Czy ruszający się ząb, poharatana twarz i konieczność tomografii mózgu z powodu bólu głowy to wystarczająca nagroda za kilka męskich, szowinistycznych słów? W stronę tak delikatnej istotki, jaką jest kobieta?

Szczerze mówiąc nie wiem, ale tekst o nadużyciach jak najbardziej warto przeczytać. I odnieść się.

I jak tu nie robić z Siebie głupka ? Jak tu nie bać się i nie izolować od ludzi? Jak tu nie grać, nie uciekać, nie stosować miliona mechanizmów, żeby się tylko nie narazić? Skoro kobiety mogą sobie mówić co chcą – w końcu mają do tego talent. I na przykład zawołać kumpli. A facet musi stać obok i nie może użyć swoich ręcznych argumentów, a jakby chciał zawołać koleżanki, żeby tamtą wyśmiały? Zabawne, ale nie znam takiej sytuacji.

Wiem – to tylko wymówka, bo przecież nie da się żyć samotnie. Ja nie umiem i nie mogę żyć w tak pojmowanej samotności.

Problem pojawił się też w pracy terapeutycznej, gdzie omawialiśmy w wielkim skrócie ustawianie granic.

Kilka udało mi się ustawić, jednak wiele dalej jest pierd()niętych, uszkodzonych, lub olanych.

Na przykład: jeśli ktoś – zwłaszcza w zawoalowany sposób – nazywa mnie kretynem, głupkiem, lub nienormalnym – do widzenia.

Daję tej osobie do zrozumienia, że „nie ze mną te numery”. Jeśli z tą osobą łączą mnie uczucia, to daję do zrozumienia jak bardzo mnie to zabolało. I na przykład wychodzę.

Ale to tylko mała granica. Co mam zrobić z uczuciami? Medytować? Podzielić się ze znajomymi? „przecież to gejowskie”, prawda? Dla mnie Zupełnie Nie.

Coś mi się wydaje, że musimy się pozbyć niektórych stereotypów z głowy, żeby móc szczęśliwie i zdrowo żyć, zwłaszcza w takiej rzeczywistości Ludzi, jaką mamy dookoła.

A Ty? Nadużyłeś „kogoś”? A może „ktoś Ciebie”?

admin Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.