Hej maminsynku!

Nie wkurzaj się tak! Mama już Ci podaje obiadek!

… Czy powyższe stwierdzenia wywołują u Ciebie co najmniej delikatne podenerwowanie?

To może być historia dla Ciebie.

W moim skromnym życiu mama dość „mocno” się mną opiekowała. I nie wiem, czy mogę to nazwać do końca przeżyciem pozytywnym czy nie.

Ale pomijając pewne osobiste traumy, zajmowanie się dzieckiem wcale nie jest takie złe.

Chyba, że to MY tak czujemy.

Czy rzeczywiście jesteś maminsynkiem?

Albo rzeczywiście matka przekraczała granice. Typu fizyczne – chociaż i z tym większość z nas może sobie poradzić.

Co ciekawe, nie mówię tutaj o Syndromie Piotrusia Pana, przynajmniej nie w swoim przypadku (=
Oczywiście pojawiały się głosy, że też jestem bardzo Piotrusiowaty, ale nie o to chodzi. Tam główną przypadłością jest nieumiejętność budowania trwałych relacji. Wydaje mi się, że posiadam jakąś namiastkę tej umiejętności, chociaż rzeczywiście może być lekko zaburzona.

Powracając do głównego wątku – zwykle żal do Matki, silne zdenerwowanie, czy tak jak u mnie – pewne potrzeby – przysłaniają ważną rzecz.

To, że my sami nie czujemy się na siłach. Żeby podołać wyzwaniu życia.

Ja bardzo – na ten przykład – potrzebowałem wsparcia.

Ale czyż nie bardzo dobrym wsparciem jest robienie mi jajecznicy, czy obiadku  … ?

Oczywiście, dla mnie nie, bardziej byłoby powiedzenie: bez względu na wszystko i tak Cię wspieram.

Tylko że, ona Cię Wspiera… Niestety, na Swój Sposób.

Tak, właśnie tak. Matki wspierały nas na Swój Sposób. I to, że My potrzebujemy innego, to nasza sprawa. Jeśli do niej to nie dociera, a zakładam, że próbowałeś (a może próbowałaś?) już rozmowy  – to… No właśnie.

Pogodzenie się z Sytuacją to jedno, akceptacja i wybaczenie to drugie.

A trzecie to uzyskanie lepszego samopoczucia poprzez samospełnienie, auto-feedback jak bym to nazwał. Po prostu sprawdzenie Siebie, dowartościowanie i najważniejsze – Wspieranie Prawdziwego Siebie. Często elementem układanki może być akceptacja siebie z brakującymi … przeżyciami, zwłaszcza brakiem pewnego rodzaju wsparcia czy bliskości.

Zdarza się, że właśnie dlatego pozostajemy, czy ja pozostawałem po prostu na poziomie małego dziecka.

To ma swoje potężne zalety. Często umiemy bardziej cieszyć się z życia.

Ale często też, jak jak wspomniałem przed chwilą, nie umiemy sobie z tym „życiem” poradzić.

Przyjmuję, że już raczej masz okres buntu za sobą. Podobnie, usilne stawianie na swoim.
Nie mówię tutaj o syndromie idealizmu nachalnego – czyli „musi być po mojemu”. To i tak bardzo częste zjawisko, jednak tutaj mówimy o poirytowaniu na „zwyczajne zachowanie” naszej rodzicielki.
I mówienie jej wprost tego, co potrzebujesz Ty Sam.

Tego, że to, co ona daje już Ci nie pasuje. I potrzebowałeś bardzo innej rzeczy. Spróbuj, już samo powiedzenie takich rzeczy dodaje głębokiej pewności Siebie.

Ale może nie rozwiązać problemu.

Zmieniając trochę stronę konfliktu, jeśli matula nie łamie cienkiej granicy, w miarę „racjonalnej”, nie wchodzi fizycznie w nasze życie, nie pierze nam usilnie skarpetek, czy nie gotuje zupki codziennie rano to powinniśmy się zastanowić co jest dla nas w jej zachowaniu złe. (zakładam, że już z nią nie mieszkasz. jeśli mieszkasz i masz powyżej 18 lat to poważnie się zastanów)

I czy może sami nie przesadzamy z naszym odbiorem.

Bo to, że ona nas traktuje jak dziecko, często upośledzone dziecko, to jedno.

A to, że to MY, to JA mam wiedzieć czy jestem takim dzieckiem, czy nie, to drugie.
Chyba dużo lepiej będzie, jeśli to Ty będziesz się traktował, tak, jak uwielbiasz. Tak, żeby się wspierać, a nie niszczyć, czy tracić energię na wkurwienie.

Dla mnie to oznacza: traktować się jako i dziecko i dorosły. 

Po prostu, zaopiekuj się Sobą 🙂

admin Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.