Zamawiany artykuł o … robieniu tego, co się lubi.
Jest mnóstwo ćwiczeń i szkoleń, z tego, jak żyć. Jak lubić, co się robi. Jak to w ogóle zrobić. Niesamowite.
Czy to nie powinno być wszem i wobec jasne, oczywiste: że robimy, to co lubimy?
Cały czas? Tak mi się teraz zaczęło wydawać, patrząc spójnie na sprawę: jak to możliwe, że w ogóle robimy coś, czego nie chcemy zrobić? Musieliśmy nieźle to chcenie zgnieść, żeby było mniejsze od robienia, a przecież z niego wychodzi.
Dziwne, prawda?
Przecież lubisz patrzeć w śnieg, robisz to? Dzisiaj jest niesamowity śnieg na zewnątrz.
Czy może Ci to nie wystarcza, musisz skakać ze spadochronu na Syberii, żeby było wystarczająco oryginalnie i super-fajnie?
Dla mnie sam śnieg jest niesamowity i niepowtarzalny. W każdym momencie jest totalnie niepowtarzalny i nikt, ale to nikt tego nie docenia, nawet nie próbuje przeżywać. Już nie mówiąc o tym, że siedzi cały czas we własnej głowie, tudzież kuchni 😉
Jestem po kilku szkoleniach dotyczących wyznaczania celów. Jedno z nich było najgorsze / najlepsze … w kilku kwestiach (link poniżej). Co prawda za bardzo się nie znam, więc tym bardziej się wypowiem.
http://blog.miastoszkolen.pl/twoje-i-moje-cele-na-2013-rok/
Błee,
żygam już tymi celami. I a propo stosunku do niektórych rzeczy, szkolenie na początku nazwałem gorsze, gdyż dowiedziałem się, że mam nie akceptować rzeczywistości taka jaką jest… teraz.
A to ci dopiero popierdolona teoria.
Dlaczego? Bo przecież jak mogę zmienić cokolwiek w tu i teraz? Nie da się, to podstawy medytacji, jakiejkolwiek z resztą.
A dopiero potem, jak już będę usadzony w centrum, w miarę spokojny, niezniszczalny, dopiero wtedy mogę coś zrobić. Poruszyć się. Zapytać, co na prawdę lubię robić. Co tak na prawdę jest teraz dla mnie ważne.
Jak mam coś robić, jak mnie nie ma, siedzę na fejsie, myślami odpływam w dziwne rzeczy.
Jak ten, który tak bardzo czegoś chce…
Jest pusty.
Chcemy po prostu szczęścia, a umysł dyktuje nam, że do tego szczęścia musimy coś robić.
I k*rwa dobrze, róbmy, ale po co i na co komu puste, bezpodstawne działanie, bez większego celu, bez emocjonalnego poparcia. Zwykle z totalną emocjonalną pustką, wręcz negacją, wkurzeniem: po co ja to robię? Dla kogo ja to robię? Pieprzyć to, nie chce mi się już tego robić! Nie będę oddawał komuś mojej energii!
A dlaczego nazwałem wspomniane szkolenie lepszym?
Bo dzięki niemu znowu usiadłem, i zacząłem czuć, być zgodny ze sobą, i po wielu tygodniach rozkmin zapisywać rzeczy, które chce zrobić, naprawdę mi bliskie. „Moje cele”, a może bardziej marzenia. Także zadania na każdy dzień, i to nie nakazy, nie, nie jestem swoim wrogiem, komendantem. Raczej przyjacielem. I nawet jeśli nie uda mi się nic osiągnąć, to co z tego?
Słyszałem kiedyś ten tekst: sama ścieżka do celu jest ważniejsza niż ten cel. Co za bzdury, ten kto to wymyślił, nie wie co mówi! Tak krzyczałem. Kto wie, może coś w tym jest? (O tym kolejny artykuł)
Pozwolisz, że napiszę Ci mały wierszyk na temat szczęśliwości w samym… osiąganiu celów.
Nie jest mi do szczęścia potrzebna głodówka
Nie są mi niezbędne ciężkie roztwory
Jest mi do szczęścia potrzebna wymówka
Bym zabił swe głupie myślowe potwory
Lecz jak tu mieczem wojować otwarcie
Gdy właśnie się zwykle od miecza ginie
No właśnie, się zamknij
Miast pieprzyć uparcie
Usiądź, oglądnij, jak czas ledwo płynie
Po prostu gdy robisz, to pomyśl o sobie
Co chcę tak naprawdę wyczyniać w tej chwili
Usiądź i zapisz, a potem emocją
Przyjemność spraw sobie
To dzień Ci umili
I przy okazji może nastawi
Na coś lepszego
Ale bez nadziei.
Napiszę jeszcze duuużo więcej o tym, z resztą… To właśnie jedna z rzeczy, którą lubię robić. Pisać.
I podobno przynosi jakieś efekty.
Miłego pączkowania 😉
w naszej kulturze ludzie oceniają nas pod względem osiągniętych celów, dostajemy papiery, tytuły, nagrody. Kiedy nie robimy tero czego wymagają od nas inni nie akceptujemy siebie bo nas tak nauczono. Pamiętasz gdy byłeś dzieckiem ? Niewiele wówczas od nas wymagano, a własnie w tedy się nam najbardziej chciało robić wszystko.
Dziecko -> umysłowość i społeczeństo -> Prawda szczerość i dopiero potem możemy mówić o Spełnieniu się jako człowiek. Nie powracam do przeszłości chyba, że muszę 😉
No tak szczerze mówiąć to masz rację. Tylko ja jestem instancją wyższą, która może mnie oceniać. I jak na razie oceniam się na bardzo dobry plus-minus 😉 Minus za to, że często się obijałem, że myśli czasami zawijają do dziwnych portów… a plus? Oj ogromnie się lubię, i długo by wyliczać powody.
Ty chyba też masz na tyle pokręcony zmysł-umysł, aby być Sobą, c'nie?