Jak stać się bogatym według jednej nietypowej definicji?

Tą dziwną książkę znalazłem gdzieś w folderze „do przeczytania” kilka dni temu. Fastlane kojarzył mi się z autostradą, technologią a drugie słowo … dość oczywiście. Z przerażającym tworem, zwanym „milioner”.

Dawno już rozgłos tego dzieła obił się o me zacne uszęta. Jak wiadomo jednak – wszystko przydarza się nam w swoim czasie. Ta książka też musi Ci cię przydarzyć, jeśli chcesz dowiedzieć się tak naprawdę – czym jest bogactwo.

Do pewnego momentu książka jest bardzo podobna do wszelkich tego typu produktów, poradników. Wstęp – ma Cię wciągnąć do stereotypowej wizji szczęścia, którą autor da Ci na talerzu. A ty tylko weźmiesz sztućce swoich przyzwyczajeń i do dzieła!

Chwilę później już, może jakąś 1/5 książki Mj DeMarco (Co to za imię?) Przyznaje z rozbrajającą szczerością, że „musiał użyć standardowego haczyka”. I, że „bogactwo, to zupełnie coś innego”.

Przyciąganie ludzi do Sidewalk jest wynikiem skażenia bogactwa przez społeczeństwo, które jasno formułuje dla Ciebie definicję dobrobytu.

Przez taką właśnie definicję chcieliśmy wchłonąć Fastlane. Bo gdzieś na początku autor opisuje swoją historię, gdzie w tle czai Lamborghini.

Jak stać się bogatym

Jeśli myślisz w sposób, w jaki myśli większość ludzi, bogactwo instynktownie definiujesz jako rozrzutny, luksusowy styl życia

I tu zaczynają się schody. Owszem, jak większość, przyciągały mnie długo różne wizje bycia milionerem. Sławnym milionerem. Bogaczem z wieloma super-siksami w stanikach myjącymi mu buty.

I owszem, dalej na to reaguję, jednak już bardziej irytacją. MJ nie zważał na to. Opowieść toczyła się dalej, ale z pewnym zaskoczeniem. Jakim? Definicją:

Bogactwo nie jest uwarunkowane dobrami materialnymi, pieniędzmi czy posiadanymi rzeczami, ale tym, co nazywam fundamentalną trójcą: rodziną, sprawnością fizyczną i wolnością. Pośród nich odnajdziesz prawdziwe bogactwo oraz szczęście.

Mocne? Trudne? A może to będzie dla kogoś „mister obvious”? Ok, czytamy przecież książkę o tym, jak zarobić miliony.

No i bardzo mi się przypomina wiele seminariów czy szkoleń, takich z wyższej półki. Tam nie mówi się tylko o sprytnych technikach manipulacji.

Tam głośno mówimy o swoich wartościach. Znajdujemy je, próbujemy definiować, zmieniać. I to jest bolączka wielu z nas, podstawowe potrzeby, problemy, wartości, wszystko idzie w odstawkę, gdy przychodzi Pan Pieniądz.

Owszem, potrzebujemy się utrzymać, ale DeMarco właśnie po to tak dobitnie rozwala nasze stare poglądy i powtarza: skup się na czymś innym.

Jesteśmy systematycznie samo-omamiającymi się chodnikowcami. Dokładniej: ludźmi, którzy sami siebie nawzajem przekonują w złudzenie pracy na etacie. I przez to wpychamy się w biedę.

Nie mówię, że praca jest zła. Sam piszę ten artykuł siedząc w pracy (oby szef nie zobaczył). Ale przynajmniej nie wymieniam bezpośrednio swojego czasu za pieniądze. Płacą mi za efekt, i to bardzo doceniam.

Wracając do kasy: sama w sobie nie wiele daje. Bez zdrowia – koszmar, ale lepiej być zdrowym i mieć co z tym zrobić, wyjechać, zaszaleć. Dlatego tak skupiam się czasami na jedzeniu. Mieć zdrowie i możliwości, wolność!

Robić coś, co się lubi (chociaż trzeba to znaleźć). Także bez bliskich, znajomych, kolegów czy „rodziny” (rozumianej jako więzy krwi, jak i więzy przyjaźni) będziemy dalej samotni.

Podsumowując 30% książki, jakie do tej pory zjadłem DeMarco snuje historię bardzo prawdziwą, racjonalną, ale i z serca. Dalej mam nadzieję, że w końcu zacznie mówić, jak się w końcu te miliony zarabia 😉 Ale…

I tak już z dużą dozą szczerości mogę ją polecić.

Oraz to, aby redefiniować swoje pojęcie bogactwa. Bo może już w dużej mierze jesteś milionerem?

admin Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.