Zastanawiałeś się kiedyś nad połączeniem zdań „Robię to, co lubię” i „Zarabiam na tym”?
I chociaż nie jestem w tym temacie mega doświadczony, opiszę swoje wnioski. Proszę się przygotować na odlot, bo będzie to prawdziwa – maleńka – rozprawka na temat bogactwa, pracy, oraz czasu (i może nawet życia) 😉
Słuchajcie więc uważnie!
Osobiście zawsze unikałem pracy. Wynagrodzenie pieniężne było dla mnie czymś… wirtualnym. Zawsze. Jeszcze dużo wcześniej niż poznałem dokładnie czym jest pieniądz i zmniejszyłem jego wartość w głowie do wartości rzeczywistej. Do wiary ludzi w jego wartość.
Przekazywanie wartości przez papierek jest teraz dla mnie czymś równie oczywistym, co przekonanie, że codziennie pracuję, poświęcam czemuś energię. Jedyne co trzeba zmieniać, to cel, często marzenie, któremu się poświęcamy.
No dobra, czym więc jest ta „Praca”, jakie znaczenie ma dla mnie to słowo?
– Praca to tworzenie wartości dodatniej, dla świata zewnętrznego
To oznacza, że często za pracę w mojej wersji nie dostajemy wynagrodzenia pieniężnego. Brakuje też kilku innych aspektów, ponieważ tworzenie wartości może odbywać się w sposób przypadkowy, nie być zauważone przez ludzi. Często pracowałem nad sobą, i uwielbiam tą definicję. Na początku oczywiście praca nad Sobą, nad swoimi możliwościami, nad swoim szczęściem jest konieczna. Ale … nie wiele osób zdaje sobie sprawę jak bardzo. Przecież ja – to podstawa, prawda? Ale pójdźmy innym, bardziej przyziemnym torem. Dalej opierając się na moich definicjach:
– Praca to czynność, działanie, wykonywane przez osobę w danym celu
I dalej nie ma tutaj mowy o pieniądzach. Jest za to mowa o człowieku. To pewne zawężenie. Nie należy definicji rozłączać, ja po prostu przybliżam moje poglądy. Co prawda tutaj jest już jakiś cel, ale dalej nie ma pieniędzy. Możemy je dodać osobną kwestią, definicją pieniądza.
– Pieniądz to dany system wymiany wartości.
Jeśli ktoś Cię docenia w sposób materialny – daje Ci wartość za wykonaną pracę. Może to być dla niego uznanie, uśmiech, zmiana osobista, lub rzeczywista praca. Mogą to być też pieniądze, i to właśnie ich oczekujemy za wykonaną prawdziwą pracę – ponieważ to one są dzisiaj wskaźnikiem Możliwości. Tak jest – M O Ż L I W O Ś C I.
Czyli co? To praca nie jest czymś za co po prostu dostajemy pieniądze?
No nie za bardzo. W pewnym sensie tak, ponieważ, kiedy pracujesz dla kogoś na etacie – twój szef płaci Ci określoną stawkę, powiedzmy godzinową, za określone (także Przez Niego) zajęcia. Powiedzmy telefonowanie, mówienie o tym i o tym w dany sposób, sprzątanie, gotowanie, uśmiechanie się (wykorzystywanie emocjonalne barmanów, kelnerów, hostesss, przez co powstaje sztuczność emocji).
W takiej pracy podpisując kontrakt stajesz się … „robotem”. Owszem – są duże zalety – nie musisz myśleć zbyt dużo, wykonujesz jakieś czynności, ogólnie im mniej zbędnej kreatywności tym lepiej. No chyba, że jesteś mocny i też się wkurzasz na epitet „zbędna kreatywność”. Może już wiesz, że kreatywność można osiągnąć zawsze, podobnie zawsze możesz być ProAktywny – czyli tworzyć rozwiązania. I zawsze ma to pozytywny dla Ciebie skutek (takie moje przekonanie).
Oprócz tego masz ograniczony czas pracy, co oznacza mniej więcej tyle: większość dnia spędzasz na działaniu w nie-do-końca-swoim celu. Oprócz czasu jest to też wykorzystanie energetyczne, i tu chyba bardziej o tą energię chodzi. Oddajesz ją „firmie”, ludziom w barze, pracodawcy i klientom. To też może nie być fajne.
Ale jeśli spełniasz dwa podstawowe warunki: jesteś mimo wszystkich swoich myśli i reakcji innych Twórczy w pracy, i ta praca jest istotną, potrzebną częścią Twojego planu na życie… to wszystko jest OK 😉 Poświęcona energia zwróci się z nawiązką – tylko idź zgodnie z planem i nie daj przekroczyć swoich granic (tak mi się wydaje oczywiście, pamiętajcie, że bardzo mało pracowałem!)
Poza byciem ograniczonym do umowy pisanej i nie pisanej (szef powiedział) ważnym aspektem jest tutaj wynagrodzenie. Pominiemy kwestię, że zwykle jest zbyt małe (co to znaczy?! Cenisz się czy nie? Jak tak to wypieprzaj do innej pracy, jak nie to nie narzekaj!).
Wynagrodzenie, które dostajesz od czasu poświęconego pracy (chociaż możesz go spędzić często na czymś innym). Nie za energię (chociaż to ją oddajesz), nie za to, że Tworzysz (nie jest to mierzalny czynnik), nie za ilość szczęścia, które dajesz (np. prawdziwym uśmiechem, to też szefa może nie obchodzić, bo dalej: nie jest to mierzalny czynnik – wzięte z Tony Hsieh – dawaj innym szczęście)
I co z tym wynagrodzeniem? A no powoduje… uzależnienie. To taka kotwica – pracuję 8 godzin dostaję 80 złotych. Popracuję krócej, dostaję mniej, a dłużej więcej. Ale shit. A gdzie tu energia? A gdzie wartość dodana? A gdzie cokolwiek? Czas jest bardzo ograniczony, a my go w chamski sposób wykorzystujemy po to, żeby pracować dla czegoś, co nie koniecznie było dla nas, ale dostajemy za to pieniądze, które ewentualnie jak zdążymy to mogą być dla nas. Przyzwyczajamy się po prostu do małej, ale wyraźnej nagrody, którą dostajemy prawie od razu za wykonanie ustalonych działań. Jak mały piesek kiełbasę za przyniesienie patyka. I tak się uczą ludzie, a potem boją rozkręcić biznes. Bo przecież tutaj nie ma … pewności.
Kotwice, które bardzo wyraźnie pomagają, jeśli nie w ogóle sprawiają, że są ludzie, którzy lubią pić jest prawie natychmiastowe działanie alkoholu. Długoterminowy skutek jest o wiele potężniejszy, satysfakcjonujący, powiedzmy nauka relaksacji, czy komunikacji, ale … trzeba poświęcić temu dużo energii w konkretnym celu. Czyli… Pracować 😉 A tak? Wypijasz piwko, niszczysz się, ale czujesz się od razu lepiej. Podobnie inne narkotyki i lekarstwa (ach ta medycyna!).
Wracając – wspomniałem o firmie. Dlaczego ludzie się tego boją? Wiadomo – duże podatki (no to trzeba odpowiednio zwiększyć ceny, i się z tym liczyć! Doceniaj się!), duże ryzyko (na to też jest wiele sposobów, ankiety, strategie – błękitnego oceanu), ogólnie nie wiadomo co zrobić (pomysł, trzeba go po prostu sprawdzić) oraz jak robić (ustalić cele, plany biznesowe).
A hobby? To po prostu to, co robisz w czasie „wolnym”. To, co uwielbiasz robić, to co sprawia Ci przyjemność, często metafizyczną.
Jak je połączyć? Stwórz sobie cel. Idę tam w góry. Napiszę to. Jeśli nie umiem pisać, będę ćwiczył tyle i tyle. Potrzebuję pieniędzy? Ile. Na kiedy? Ile miesięcznie? I tak dalej. Rozwalaj cele na małe kawałeczki. Nie musi być super-trzymający-się gleby, ale jakiś tam musi być, chociażby w podświadomości. Ale z doświadczenia wiem, że lepiej sobie je napisać, rozpisać, i zapierdalać. Wtedy marzenia się spełniają.
No i doCeniaj się. Warto to robić, spytać się Siebie czy zapłaciłbym sobie za dzisiejszy dzień? Czy serio idę tam gdzie chcę? Albo konkretniej – czy jestem najlepszą możliwą wersją siebie? (Michał Wawrzyniak – life autopilot)
Jeszcze raz – możesz robić to co lubisz – hobby, ale w danym celu. Wtedy zmienia się definicja hobby i przybliża je do pracy. Ja uwielbiam pracować – podchodzić do dziewczyn – bo jest to dla mnie ciężka sprawa. Bo mam cholernie mocny cel – chcę w końcu przespać się z genialnie zajebistą dziewczyną poznaną totalnie przypadkiem. Bo mam tutaj kilka marzeń do spełnienia. I nie muszę na tym zarabiać. Ale to jest praca. A hobby? Miksuję – bo uwielbiam.
No dobra, a praca połączona z hobby, na czym chociażbym mógł zarobić? No właśnie.
P I S A N I E
Właśnie to robię. Sprawia mi to przyjemność. Daję wartość. I celuję w zarobek, a dokładniej w potrzeby innych, za spełnienie których są mi w stanie zapłacić. Taki rozwój. Zobaczymy. Czytaj i dawaj feedback 😉
No i oczywiście muszę powiedzieć słów kilka o pracy jako pomocnik w nagłośnieniu i oświetleniu, oraz jako dj. Robiłem mniej-więcej to, co lubię, ale nie miałem konkretnego celu. Dlatego było miło, ale czasami nie za fajnie – bo nie wiedziałem, gdzie idę. Dużo się nauczyłem praktyki, zobaczyłem co to znaczy praca fizyczna ale nie aż taka zła, lepsze wynagrodzenie ale także dużo większe zużycie energii, a także odpowiedzialność lub jej brak.
Podsumowując – pieniądze to możliwości. Musisz umieć je wykorzystać i mieć energię, żeby to zrobić. Czyli stawiaj cele, i rób to co lubisz, wtedy zużywasz się mniej, i wiesz gdzie idziesz. Pieniądze przyjdą, bo to efekt i dodatek, a nie cel. Nie wierz mi, praktykuj. Nie opierdalaj się, ale nie pracuj przeciwko sobie. Pojawi się szczęście i pasja. A jak przyjdą wątpliwości ? To jest ok, idź dalej.
Dziękuję 😉
(artykuł na małą prośbę, dedykowany M.)
Bardzo przydatne:
– Sybervision – Neuropsychology of Self-Discipline
– http://michalpasterski.pl/2009/07/jak-zarabiac-na-swojej-pasji/
– Pieniądz czym jest I po co jest: fałsz ekonomii, konsumpcjonizm
– stosunek do pieniędzy, do tego co robisz
http://michalpasterski.pl/2009/07/jak-zarabiac-na-swojej-pasji/
– strategia błękitnego oceanu
– wyjście z systemu przekonań o pracy na etacie – fastlane milionera,
– minimum pracy – maksimum korzyści – 4ro godzinny tydzień pracy,
– termostat pieniężny – bogaty i biedny – po prostu różni mentalnie t. harv eker,
– bogaty i biedny ojciec,
– Tony Hsieh – dawaj innym szczęście
Poza tym
– nowoczesna ekonomia – zeitgeist moving forward
– wszelkiego typu blogi rozwojowe niech będą przykładem zarabiania na dawaniu rozwiązań psychologicznych, coachingu życiowego i tak dalej.
– podobnie książki, ebooki, blogi o żywieniu, nastawione na dostarczanie dość konkretnych materiałów
Ciekawe czy to był zbieg okoliczności ale ten artykuł dostałem/przeczytałem w drodze na rozmowę kwalifikacyjną 🙂 Codzienne pytani się siebie wygląda troche jak Agile a wyznaczanie celów opisane przez Ciebie jest zgodne z metodyką planów SMART, plany mają być:
S – specific
M – measurable
A – attainable
R – relevant
T – time bound
To zbieg przypadków 😉
Jasne, zgadzam się z wyznaczaniem jasnych celów normalnymi metodami. Warto jednak wiedzieć KTO wyznacza cele, czyli czy czegoś naprawdę chcesz TY>
Z doświadczenia wiem, że mi jest lepiej wyznaczać cele emocjami. Czyli – owszem – zapisać, ale bardziej posiedzieć nad celem, marzeniem!
Wyobrazić sobie go, poczuć się z nim lepiej, sprawić, aby w myślach już się spełnił. Stwierdzić, że tak właśnie jest. Wyobrażenia i trochę "wiary", ale sam wiesz, że spełnia się to, co czułeś 😀