Racz im dać Panie
W świetle nauk, które udało mi się poznać znaczenie tych słów jest zupełnie różne od kościelnego.
Odpoczywanie, odpoczynek to ulga, to koniec zmartwień, koniec negacji świata, przejmowania się. To jest to, czego ludzie pragną w życiu i często w silnym pragnieniu śmierci. Ciszy i spokoju.
Błogości, do tego dążymy w jakimś stopniu. Często będąc poblokowani mamy niesamowite trudności z osiągnięciem „ideału”, wewnętrznego spokoju. Raczej na co dzień dążymy do przetrwania w tym bezlitosnym świecie. Tyle, dla nas aż tyle, a tak w sumie to tylko tyle. Skoro chcemy tylko przetrwać, to znaczy, że jest tutaj bardzo „trudno i ciężko”, co za tym idzie chcemy, żeby to się skończyło. Więc śmierć, pustka, koniec jest tym odpoczynkiem, tą ulgą po życiu. Bo przecież PO CZYMŚ musimy odpoczywać. Tak, po prostu modlilibyśmy się o spokój tu i teraz.
Tu raczej chodzi o brak myślenia, albo inaczej. O myślenie bliskie rzeczywistości, oderwanie się od złudzeń. Im mniej złudzeń, tym więcej przyjemności. Bardziej – im większa wiedza, doświadczenie świata (nazywane doświadczeniem duchowym) tym żyje się po prostu lepiej. Marzymy o tym, i oddelegowujemy to codzienną, nieświadomą modlitwą gdzieś dalej, dopiero po śmierci. Gdzieś indziej.
Mało tego oddajemy sprawowanie pieczy nad naszym (i nie tylko) odpoczynkiem KOMUŚ innemu. No bo cóż może znaczyć „racz im dać Panie”. TO nic tylko usilne błaganie, „kogoś” żeby sprawił przyjemność i ulgę tym, za których się modlimy. Podświadomie także siebie oddajemy czemuś. I to jest złudzenie.
Owszem, katol kłóciłby się, że pokora jest piękna. Tak, ale najpierw trzeba odzyskać swoją zniszczoną moc wewnętrzną, siłę. Samemu zostać Panem, nie kontrolerem, nie frustratem. A dopiero potem, patrząc jak wygląda rzeczywistość pokochać ją, oddać jej „władzę”. Świat ma władzę nad sobą, a TY nad Sobą. Trudno to logicznie wyjaśnić, gdyż język to ograniczony środek komunikacji. Jednak dopóki nie pokochasz siebie, trudno jest uwolnić się od bycia niewolnikiem, prawie nie możliwe jest szczęśliwe życie. Chyba, że chcemy być poddanymi całkiem.
Z tym jednak nie mogę się zgodzić, widzę bunt w ludziach, pokrętne poszukiwanie ścieżek własnej wolności. I jeżeli mają wgrane przekonania o „trudzie życia”, to będą przemieszczali się jak mniej lub bardziej dumne myszki, pomiędzy wielkimi skałami życiowych problemów. Po kanałach narkotyków, agresji, ukrywania emocji, problemów emocjonalnych i związkowych.
Ładna metafora, ale taką modlitwą, wraz z silnym wieloletnim programowaniem sami się zabijamy. Warto z tego wyjść. Bo przecież znamy lepsze modlitwy, prawda?
Każdego dnia staję się lepszym człowiekiem. Jestem najlepszą możliwą wersją siebie, staję się coraz bardziej świadomy, pomagam sobie i światu, a świat odwdzięcza mi się z nawiązką. Poprzez wiedzę i rozwój dążę do bycia w pełni tu i teraz, odczuwam i odbieram świat najlepiej jak umiem. Nie obwiniam, ale jestem w pełni odpowiedzialny za Siebie. Kocham, a jeśli mam z tym problem, to wszystko pomaga mi go rozwiązać i rozwiać sztuczne blokady, myślenia i emocji. Tak jest, czuję to, myślę tak, i wierzę w to. Myślą, mową, ciałem i zachowaniem staję się jeszcze genialniejszą częścią wszechświata.
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz