Już miałem zacząć artykuł bardziej chwytliwym tytułem – iż „uwodzenie jest do dupy”. Bo ostatecznie, czy długoterminowo nie jest to najważniejsza umiejętność.
Niestety wielu mocno wyśmiewa jakikolwiek „podryw”. Ale chyba nie wiedzą, że … nie ma relacji bez uwodzenia. Nikt nigdy nie poznał drugiej osoby nie rozmawiając z nią.
Nawet jeśli była to na początku relacja koleżeńska, albo poznaliście się tylko dlatego, że przedstawiła was sobie znajoma… to jakoś wpakowaliście się w końcu do łóżka.
Gdzieś ktoś tutaj kogoś dotknął za rękę, pogładził po włosach, czy powiedział coś bardziej seksualnego. Uwodziciele – mając kurwiki w oczach i marzenia na podryw stu dwudziestu napalonych szesnastolatek – też uczą się „tylko” odpowiedniego sposobu komunikacji.
I nie ma co się tutaj obrażać. Przykładowo – szkolenie z uwodzenia to najczęściej właśnie nauka przekazywania odpowiednich cech na zewnątrz. Pokazywanie takich zachowań, żeby w ogóle zainteresować dziewczynę. Żeby „nie spieprzyć” już przed samym poznaniem się – właśnie poprzez niewiedzę, lęki, czy chore jazdy. Które niewielu z nas ucieszą na wstępie.
Jeśli ktoś dłuższy czas nie miał dziewczyny – to wiadomo, że „jest w potrzebie”. Wolisz, drogi antyuwodzicielu, żeby się masturbował, czy żeby spróbował swoich sił i zaczął się uczyć? Dowiedział co robi źle, i że być może siedzą w nim jeszcze demony przeszłości?
Niestety, ludziom wydaje się, że podryw to jakiś koszmar. Pytają się mnie „czy wszystko u mnie dobrze”, jak o tym piszę. No cóż, może im się wydaje, że to idiotyczny temat, albo oczywisty.
Bo nie każdy się w tym odnajdzie. Nie wielu próbuje się rozwijać na polu relacji czy interesuje się własną osobowością. Bo i po co, przecież wszystko jest ok!
I rzeczywiście – przygoda z podrywem kończy się często tuż po pierwszej lepszej relacji.
A w życiu i związku chodzi przecież o coś więcej, prawda?
Podrywając na ulicy, raczej nie znajdziemy od razu głębi osobowości, własnych potrzeb czy oczekiwań. No bo i jak? Z resztą, sama relacja, czy rozwój to ciekawy proces. Rozmowy, spacery, poznawanie się, to już idzie daleko poza „teksty na podryw”.
Związek jest trudny, ale i uzależniający. Boli, ale wciąga.
No i to tyle może już świętych słów na dzisiaj.
Tylko proszę. I uwodzicieli i tych nienawidzących podrywu muminków uwodzenia:
Przechodźcie ze strony nieświadomych, automatycznych reakcji na stronę chociaż trochę bardziej świadomą. To znaczy, przyswajajcie wiedzę i inne punkty widzenia. Oczywiście – wybierajcie swój, ale idźcie do przodu.
Bo jakoś tak mi się wydaje, że im głębiej się na czymś znam, tym trudniej to ocenić. Kiedyś też bałem się podrywu, ale byłem małym dzieckiem.
Teraz już wiem, że boję się czegoś innego. Zaangażowania, bliskości, oceny innych. Stare mechanizmy obronne nie rozbroją się tak łatwo.
Ale jeśli chodzi o doświadczenie i różne podejścia do tematu jestem już dużo dalej.
Czy idealnie? Raczej nie.
A u Ciebie jak z podrywem?
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz