Pewnie pięknego dnia, wracałem zmęczony do schroniska. Łaziliśmy kilka godzin po śniegu, a na wyższych partiach gór przemroziło nas do szpiku. Może nie dotarliśmy wysoko, ale to nie ważne. Ważny był przyjemny ból zmęczenia i powrót.
Schronisko na Hali Ornak, drewniane bale i ciepłe wnętrze. Tak, już czułem herbatę w przemrożonych rękach, suche skarpetki i odpoczynek. Jednak ogarnięty wizją, majacząc o otwieraniu drzwi i przyjemnym siedzeniu, usłyszałem mocne:
-Beeercik? Czeeeeść!
Krzywa mina to jedyne na co mnie było stać. Dużo ludzi dookoła, ponieważ był środek dnia – też nie napawały mnie optymizmem. Cała nadzieja na urok zakończenia dzisiejszego wypadu … wyparowała.
Po jednym tylko, przywitalnym słowie.
Słowie niby nic nie znaczącym, ale głęboko znienawidzonym.
Moim starym przezwisku z podstawówki.
Przywitała mnie nim znajoma. Średnio dobra. Skądinąd mogłaby przyjąć już wiele lat temu do wiadomości, że nie lubię tego przezwiska. Nie przyjęła. Może nie pamięta.
Przypuszczalnie nie było w naszych rozmowach tej doniosłej chwili, kiedy powtarzając moje przezwisko – powiedziałem że nie chcę go więcej słyszeć. Że jak je słyszę, to skręca mi wnętrzności. Trochę haczyk na mnie – ale tylko negatywny. Więc jeśli ktoś je stosuje – odpada.
I tak o to, zamiast się uśmiechnąć, zagadać, wymienić uściski przywitałem się oschle. Dwa, trzy słowa, i szybka ucieczka. „A idź w pizdu”. Lubię, czy nie lubię, powiedziałem sobie – idę stąd.
Może i mielibyśmy o czym gadać. Może i nawet chwila rozmowy po ciepłym przywitaniu byłaby genialna. Ale niestety, przywitanie było krytycznie słabe.
Może tylko dla mnie. Może nie powinienem do tego przywiązywać takiej wagi. A może to połowa mojego straconego dzieciństwa, schowana w jednym gównianym wyrazie.
Masz coś takiego? A może wolałbyś, żeby mówili do Ciebie inaczej?
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz