Wierzę w strach przed działaniem.
„Lenistwo” to dość ciekawe określenie. Jednak mam taki zwyczaj: wątpić w standardowe, wgrane mi skojarzenia. Co to do cholery jest to lenistwo? Lenistwem jest chyba tak to po prostu nazywać, nie definiując. Co to znaczy?
Wikipedia jest niesamowicie śmieszna w tym względzie. „Lenistwo to apatyczny stan ducha”. Apatia to natomiast „stan zmniejszonej wrażliwości na bodźce”, dodatkowo obniżenie aktywności.
Zanim jednak przejdę do aktywności chcę przedstawić moją, wypracowaną na bazie doświadczenia, mniej niedorobioną definicję sławnego lenistwa. Motywacje jakie wykryłem u Siebie, to…
Strach przed działaniem.
Dokładniej silne, często ukryte skojarzenie akurat takiego działania z czymś negatywnym. Robimy coś przez kilka godzin dziennie, bo „musimy”, bo „trzeba zarobić”, a potem, gdy przychodzi czas wolny, to „nie chce nam się” po pierwsze ze względu utraty energii na pierdoły, a po drugie…
No właśnie, przecież nawet Ci co mają pod dostatkiem czasu i wydawałoby się energii – nic takiego wielkiego nie robią, prawda? Mowa tu na przykład o sławnych, pijących studentach.
Ale.. jest potrzeba pracy, prawda? Dawanie czegoś na zewnątrz jest dla mnie czymś naturalnym, więc nie spełniając się, rodzi się … frustracja.
Ktoś może zapytać: a dlaczego nie można robić tego, co się lubi? Można, znam ludzi, którym praca sprawia przyjemność. Praca w sensie… hobby. Sprawia im to frajdę. Nie musi to być od razu „pasja”, ale po prostu. Hobby też jest jakąś pracą, wykonujesz pewną czynność, jednak zwykle nie dostajesz za to wynagrodzenia pieniężnego.
Więc… nie jest to obciążone strasznym przekonaniem „to coś wielkiego, wymagającego i złego, nie chcę tego robić”. To nawet takie wyobrażenie, że „coś jest od nas większe”, jaki obraz pojawia Ci się w głowie? (dlatego tak skuteczne jest rozbrajanie zadań na mniejsze fragmenty).
Czyli wiemy już, z czego mniej więcej to nasze „lenistwo” wynika. Z przekonania, że to co chcemy zrobić jest „złe”, „zbyt duże”, „nie przyniesie efektów”, „nie wprowadzi mnie w lepszy stan” i tak dalej. A także z drugiego przekonania, które równie łatwo udowodnić jak obalić. Mianowicie:
„Nic nie robienie jest lepsze, mogę teraz odpocząć, a nawet jeśli to nie jest ok, to mój przyszły ja coś zrobi”
Problem pojawia się, gdy mieszamy te wszystkie pojęcia. Ten krótki artykuł to raczej mały wstęp, ale warto nad tym posiedzieć (osiąganie celów i takie tam)
No i, co też jest bardzo ważne, emocje i myśli nie biorą się znikąd. Jeśli nie jesteś mistrzem wątpienia we własne myśli, wcześniej niż się pojawią – negatywne uczucia będą się pojawiać.
Problem polega na tym, że negatywne schematy myślowe będą się pojawiać częściej, jeśli nie zadbasz o swój organizm także od strony fizycznej. Tutaj koniecznością są codzienne ćwiczenia
Czytałem wiele artykułów osób wysportowanych, i czasami mimo średnio pozytywnego nastawienia, bez rewelacji w stylu „o łał jest turbo idealnie” czuć było od nich silną energię. Energię fizycznej pewności.
Przez to też powstaje tak pożądana stabilność. Przecież podobno to właśnie wysportowani faceci są pewni siebie, można się „na nich oprzeć”, prawda? Jasne – to dość śmieszne przekonania, które łatwo możemy podać w wątpliwość, jednak dla mnie nie ulega wątpliwości, że muszę ćwiczyć. I nie pozwolę sobie na dzień bez roweru, basenu, biegania, podstawowych ćwiczeń w domu, lub chociażby rozciągania, jogi.
A co jeśli już coś zrobić? Połączyć dobre samopoczucie z pracą. Bardzo silnie. Wyobraźnią, umysłem, wszystkimi zmysłami. Czy działa? Sprawdź to.
Research:
http://www.rozwojowiec.pl/1636/paliwo-prokrastynacji/
http://lideron.pl/blog.php?readmore=78
i głównie:
http://michalpasterski.pl/2011/03/jak-pogodzic-prace-z-odpoczynkiem/
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz