Traktat o rodzinie czyli wstęp do głębszych rozważań
Było sobie kiedyś chore społeczeństwo
Ponieważ poważnym był niedorozwój większość jego członków, próbowali oni spełniać swoje społeczne pragnienia w większych, bliskich sobie grupach.
Składała się więc ta nasza społeczność z mikro-klasterów, zwanych powszechnie rodzinami. Klastery te, jak wiadomo z teorii powielania struktur, były równie, jeśli nie bardziej chore i powykręcane, zardzewiałe jak ich matka – ludzkość.
Familie, co za cud! Przez tyle chwilolat mogły się utrzymywać tylko ze względu na dość fałszywe pojęcie „bliskości” oraz przez główne narzędzie trzymające naszych podopiecznych w ryzach. Narzędzie jakże biologiczne, jakże nikłe w porównaniu do czystości odwiecznej świadomości. Młotek wręcz, podług starożytnych funkcjonalistów.
Strach.
Strach był spowodowany prostymi przyczynami. Główną niewiedza. O wyborze, możliwościach, braku tworzenia takowych przez wzgląd na fizyczną konieczność opieki nad zarówno młodszymi jak i starszymi członkami grupy. Grupy te jednak nie postrzegały się holistycznie, tylko poprzez bardzo ograniczony filtr programowania ideowego.
Wiemy już jak mocne to programowanie i ile trzeba było ludzi – Twórców systemu, aby stworzyć warunki życia dla samych siebie. Później kolejni Członkowie znaleźli się poniekąd sami.
Wcześniej wspomnianą bliskość także można wsadzić pod pojęcie biologizmu , pewnej ciekawej nauki wprowadzonej dość niedawno, jeśli chodzi o chronologię tego na wpół wymarłego ruchu ludzkiego, jakby ruchów jelit, wydalania. Geny, tak nazwano podstawowe jednostki fizyczne potencjału, dające wręcz nieskończone możliwości. Powiernicy struktur, memy informacji fizjologii.
Stłamszono i dobito tą wizję, strukturę, wykorzystano do funkcji znanej wszystkim od zarania dziejów: zatrzymaj kogoś przy mnie. Dosłownie, umysł nie mógł wytrzymać sam ze sobą, zjadał więc też nowe, świeże ludzkie płody. Płodne w otwarcie i świeżość, choć wytworzone w cudownie wyniszczonym wtedy akcie prokreacji . Dziwny i piękny jest-był ten świat.
Uważano jednakowo inaczej, intersubiektywnie, że urodzenie dziecka równało się z koniecznością opieki nad nim tylko przez siebie, zrzucenie odpowiedzialności na jednostkę. Przesadne i zgubne, wraz ze wspomnianym usilnym programowaniem. Sprzeczne z ogólnym pojęciem „dobroci” międzyludzkiej, raczej wychodzące z utartego schematu – ludzie są źli. Jeśli ludzie są źli, to rodzice byli ludźmi najgorszymi.
Zarówno spłodzenie go przez mężczyznę jak i urodzenie przez kobietę zrównano z obciążeniem ich obowiązkami. Tak – jesteśmy odpowiedzialni, za Siebie, ale pojawi się tutaj kontrowersyjna teza: czy to tylko rodzić ma być odpowiedzialny za Nowe … ? A co jeśli to wszyscy będą odpowiedzialni?
Gdzie ta miłość? Czy możemy dbać tylko o „nasze”? To, że mam odpowiedzialność z małe, to nie znaczy, że mam ją tylko ja, i to NA PEWNO nie znaczy, że je posiadam. Nikt nie jest niewolnikiem, o ile nie chce nim być. Ale dzieciaki na takie wychowujemy od samego początku.
O ile zrozumiałe może wydawać się zakochanie w nowej istocie, o tyle dobudowano do tego jak zwykle gigantycznie wielką osobliwie destrukcyjną konstrukcję umysłową – dziecko spełnia naszą potrzebę posiadania, ma spełnić nasze ideały i niespełnione marzenia. Skoro już musimy je utrzymywać – no to się wyżyjmy!
W tym toku myślenia i schematów, odpowiedzialności rodzicielskiej i miłości nie ma jednak konkretnej wzmianki o najważniejszym: tworzeniu możliwości. Możności wchłonięcia świata, przetworzenia i stworzenia swojego fragmentu.
Nie, to nie było potrzebne, ludzie odsunęli się od swoich emocji, intuicyjnie „prawidłowej” wizji do upośledzonego umysłu zatwierdzonego przez „innych”. Jasne jest – to kolejne, piękne stadium rozwoju. Logika, system, nauka. Ale przy zaspokajaniu podstawowych potrzeb bliskości mało użyteczne. Nie dają prawdziwego wsparcia, zwykle fałsz.
O co mi dokładniej chodzi? O zabieganych rodziców. O pokłóconych rodziców. O zależnych od Siebie rodziców, i uzależniających Cię. Nie oddaliby przecież dziecka innym istotom, gdyby nawet byli pewnie, że będzie tam lepiej. Nie pozwolą Ci przecież żyć w spokoju, bo jesteś już prawie dorosły, bo nie spełniłeś ICH oczekiwań.
Albo jeszcze lepiej – odejść, ale bez pożegnania, z nigdy-nie-zaspokojoną potrzebą kontaktu fizycznego, przytulenia. Przecież podobno byli bliscy.
Ogólnie: kopiowanie swojego upośledzenia. To chyba jedna z głównych przyczyn spowolnienia rozwoju i dalszego zaprogramowania na destrukcję świata.
Co za ultra-płytkość umysłu! Że też od razu, miliony nie wyszły z ubogich schematów! 😉
Niestety, umysł ma to do siebie, że głównie lubi bełtać, a nowe dla zaprogramowanych niewolników przychodzi powoli. Do świadomości koniecznej potrzeby wzrostu potrzebna jest silna wewnętrzna energia. Podobnie do rozwoju świata, luźniejszej jego wersji potrzeba wkładu większej ilości ludzi. Ich pewność, metafizyka, Bycie – a co najważniejsze – praca. I możliwość.
Więc nie stworzył nikt nowej rzeczywistości, tylko coraz bardziej skomplikowane wersje starej, zmechanizowane, systemowe, wszystko poprzez wahadła – to system, coś większego od nas! Tak jest, tylko, że to my sami chcieliśmy się poddać.
Dziękujmy. Bez ważności!
O wiele więcej konkretów w następnych postach 😉
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz