Krytyka automobilizmu

Starszy Pan, dziadzio, jeździ… bo musi. Inaczej by nie dotarł. Jest już tak zniszczony, że ledwo chodzi, dobrze, że do gazu dostaje swoją zmęczoną chodzeniem nogą.

Ma dopiero sześćdziesiąt-kilka lat, ale już nie chce. Ostatnio miał dziwne objawy uboczne brania leków. Leków na stawy, leków na serce, leków na… płuca. No bo przecież takie to zniszczone powietrze ostatnio…

Młoda dziewczyna jeździ, bo także myśli, że musi. Bo daleko, bo papiery, bo coś tam. Miejsca na parkingu nie ma, paliwo drogie, jest na co narzekać – ale musi. I nie czuje się z tym dobrze, choć lubi „prowadzić”.

Co prawda mogłaby pojechać na rowerze, ma nawet jakiegoś grata schowanego w piwnicy. Ale nie chce, jest zmęczona, poza tym samochody plują spalinami w twarz. No i niebezpiecznie na ulicach przecież, prawda?

To jest bardzo ciekawe, lubią prowadzić. Zachowywać się trochę jak mechanizm, zmieniać biegi i myśleć o czymś innym. Jechać, czasem zbyt wolno, a czasem wbrew przepisom. Krzyczeć, denerwować się siedząc, a nie wyżyć się przez prosty wysiłek fizyczny.

A mój główny argument? Sedno artykułu? Jak można prowadzić maszynkę do trucia samego siebie?

Właśnie po to, by zostać starą babcią, zniszczoną tym razem przez technologię a nie zbyt dużą ilość jedzenia. Chociaż, kto wie, może katalizatory już niedługo będą na tyle dobre, że zmniejszy się umieralność na raka?

Gdzie tu spójność? Gdzie tu zdrowie?

Paliwo można wykorzystać naprawdę skutecznie i przyjemnie. Komunikację także. Mam w zanadrzu co najmniej kilka projektów komunikacji miejskiej i poza miejskiej, nie trzeba tutaj wielkiej filozofii. Automatyczny transport, elektryczne samochody, to wszystko już Było. To nie nowość.

Można to wprowadzić od dzisiaj. Ale nie, wolimy stare, nikt się nie buntuje. Bo po co?

Trzeba tylko się zatrzymać i chwilę pomyśleć, może bardziej odczuć to małe „coś tu nie gra”. No nie gra, albo raczej gra wyniszczającą symfonię.

Tak, miasto zawsze było trujące. Jakby zbyt wielka ilość ludzi na raz w jednym miejscu była totalnie destrukcyjna. I jest, tak dzieje się na całym świecie. Tylko garstka odszczepieńców mniej więcej rozumie, zaczyna tworzyć coś innego, w czym mogą <żyć> a nie ciągle umierać.

Sortować śmieci, wykorzystywać w pełni materiały, być samowystarczalnymi. Nawet nie po cichu, tylko bardzo głośno, imprezowo, z hukiem w pełnej ciszy świata. Właśnie, czyżby o czymś zapomnieli?

Ciekawe, że nawet przy takiej ilości ludzi większość zapomina. O tym, że można żyć w gromadzie, nie niszcząc się nawzajem, nie smrodząc sobie pod nosem. Oczywiście – to dużo pracy, najwięcej myślenia Totalnego. Tak zwane spojrzenie holistyczne na sprawę.

Jazda! Konie też smrodziły trochę i w ogóle były wolne, ale żyły. Konie mechaniczne natomiast,
nawet posiadając <pewną dozę świadomości> są martwe. Nie zadbają same o siebie, jak to bywa w
przyrodzie, są naszymi dziećmi śmierci – działania. Nie mówię, że działanie i jeżdżenie to zło,

zło to <brak> intencji, albo raczej nie przemyślane, nie spójne życie, brak szerszego spojrzenia, trwanie w niespójności i wybieranie…. mniejszego zła?

Właśnie może za bardzo przemyślane, za mało działania na rzecz nie tylko siebie ale i swojego środowiska. Nie niszczenia, ale wpływania. W zamkniętym myśleniu zagubiliśmy sedno przeżycia. Jeżdżenie nas nie bawi, to po co jeździć? Bo trzeba?

To wewnętrznie (wewnątrz „standardowego systemu myślowego”) sprzeczna koncepcja. Nic nie trzeba, możesz stać bez ruchu, nie myśleć, tylko oddychać i patrzeć. Ba, nawet głęboko Ci to polecam, zatrzymać się, daj spokój samochodom, popatrz na świat.

Pooddychaj naprawdę, głębiej powietrzem, to może przestaniesz je truć, pierdzieć spalinami w swoją twarz. Nie w kogoś, nie w innego, nie ma „innego”. Jesteś tylko Ty i twój wybór: mogę jechać na rowerze z teczką a mogę jechać samochodem i dołożyć małą nic nie wartą kosteczkę do zabicia świata.

Możesz też wybrać drugą kosteczkę, niby trudniejszą, ale o niebo! bardziej spójną. Nie sprzeciw, ale
świadomość, siebie i tego co się dzieje. Tego, żeby przestać się usilnie truć, eksperymentować bez
celów i założeń eksperymentu. Bo jeśli się na siłę truć, to z jakiegoś powodu.

A ten powód jest mi znany: nie ma Cię.

Nie możesz się znaleźć, więc biegasz i jeździsz donikąd. Czujesz się Panem Siebie? Jeśli nie wiesz, kim jesteś… to chwytasz się popularnych koncepcji. Tu nawet nie chodzi o medytację i centrum. Po prostu o osobowość z głębią, z dystansem, nie wierzącą.

Nie zgadzasz się z rzeczywistością ALE dalej w niej siedzisz? Nie buntujesz się?

A może warto? Może warto pomyśleć, poszperać, działać bardziej wewnętrznie, bardziej „nie działać”
tylko odbierać i obserwować, poczuć smród własnych spalin i dopiero później pomyśleć?

Starszy dziadek ma mnóstwo czasu żeby medytować, ale ma tak skostniałe przekonania, że nie umie.
Jest martwy. Starość to stan martwoty przekonań.

Brak głębokiego oddechu można zmienić, wyćwiczyć w kilkanaście minut. Stawy podobnie, wystarczy zmienić dietę, a nie brać leki.

Młodsza dziewczynka ma gust, piękny samochód, wybrała go intuicyjnie… ekhmm czyli jak? Ma
dostęp do potęgi emocji, uczuć, ale przeszła w myślenie i gadanie i robienie.

No właśnie, niech wróci do emocji, zaobserwuje je, poczuje to, ustali stały kontakt z intuicją. Też ma bardzo dużo czasu, niech

MA MOŻLIWOŚĆ … nawet rzucenia, wszystkiego.

A właśnie taką możliwość chcieliśmy sobie odebrać.

Krytyka automobilizmu

admin Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *