Czasami przechodzę ulicą i pojawia mi się w głowie jakaś paradoksalna myśl. Chce mi się śmiać na cały głos, ale … coś tu nie gra. Masz tak?
Chciałbyś wybuchnąć śmiechem, ale … nie ma gdzie? „Nie powinienem się tak zachowywać”, prosta, ale bardzo blokująca myśl. Niby logiczna, ale to przez nią wchodzimy w otchłań depresji.
I wiesz co? Powiem Ci ciekawostkę. Ci smutni „inni” mają podobnie, myślą o bagnie, bo nie chcą wywoływać zazdrości uśmiechem.
A może jednak warto? Ja bardzo to lubię (tak, i większość ludzi też). Czasami jednak jest bardzo fajnie w tym moim smutnym jak oczy jamnika życiu.
Mam momenty, że bez wyraźnego powodu – chciałbym zaśmiać się na cały głos. Jednak – jestem w autobusie i pojawia się malutki głosik – nie „bo nie wypada”. A może, jest jaka głębsza przyczyna?
Zacząłem patrzeć bardziej ogólnie, i przypomniałem sobie moje doświadczenia z rożnych terapii. I dotarłem do czegoś takiego:
Jednym z możliwych powodów depresji jest to, że boimy się wyrażać szczęście.
Gdzieś wielu z nas nie uznaje szczęścia na twarzy innych. A w życiu – w ogóle. Jeśli komuś coś się stanie dobrego ogarnia nas wręcz zdenerwowanie.
Ale jakoś tak wydaje mi się, że to dość mocne złudzenie. Zbyt ostro oceniamy innych. I Siebie oczywiście też.
Ciężkie, stare, ociężałe wręcz przekonania. No bo z jakiej paki mam się nie śmiać na cały głos? Przecież to jest super, nawet z idiotycznych powodów. Przypomniało mi się, jak pewne dziewczyna wręcz skakała ze szczęścia wykrzykując „Moja kuzynka się żeni!”. Nie mogła się opanować.
Najpierw się trochę zdenerwowałem „jak ona może się tak śmiać z takiej tragedii”. No cóż, czy ten tekst w głowie nie jest śmieszny? Właśnie to czytam i uśmiecham się do Siebie. Jak cholernie przypisujemy do wszystkiego wagę nie mogąc wyjść z „powagi” sytuacji i bólu.
Właśnie, powiedzmy – coś nas zabolało, gdy usłyszeliśmy „no na tym wyjeździe było cudownie”. I właśnie tam, w ciele, w emocjach, kryje się przekonanie np. „jemu było tak dobrze, a ja jestem do dupy”
Ta ocena, jest szczerze mówiąc, trochę z kosmosu. Jasne, komuś mogło być dobrze, ale za tym kryje się trochę więcej. Powiedzmy – praca przez kilka miesięcy, żeby móc wyjechać. Picie kilku piw, żeby móc się tak dobrze bawić.
A ty na przykład niekoniecznie chciałeś wczoraj pić, czy bawić się z takimi dziewczynami. Może niekoniecznie lubisz tak pracować, i wcale nie chciałeś opalać się wtedy na plaży. Mi na przykład jest źle – bo chciałbym pracować, ale niestety. Przyczyna zdenerwowania jest inna niż to, że ktoś sobie wyjeżdża na Bahamy.
Bo ja wcale nie muszę tam być teraz, ja bym sobie popracował na scenie, z ludźmi, pojeździł po klientach, ale … bycie mówcą inspirującym innych, czy nauczycielem zmiany nie jest takie łatwe czy oczywiste. Podobno.
Jak to pisał Mróz – wystarczy sprawdzić jak było w rzeczywistości. Ja piszę z kolei – pomyśl, jaki jest za tym proces. Czy przypadkiem znowu nie usuwasz 90% rzeczywistości na rzecz jednego pięknego wydarzenia?
Czy piękny tyłek nie przysłania krytycznie słabej osobowości? Czy ta dziewczyna przypadkiem nie jest zbyt zamknięta, żeby dać Ci chociaż odrobinę Ciepła, o które wszyscy walczymy?
Co niektórzy uważają na temat moich doświadczeń z podrywem, już mniej więcej wiem (raczej wyśmiewają). Ale na temat nie picia? To może być dobry przykład dla Ciebie, jeśli lubisz robić nietypowe rzeczy.
Przychodzę do knajpy, rozkręcam imprezę, śmieje się i to wszystko pijąc sok pomarańczowy. Chore? Dla większości – tak. To nie jest norma. Nnie jest to pojedyncze, piękne wydarzenie. Wiele lat zapijałem swoje lęki, smutki i potrzebę kontaktu z ludźmi.
Ale jakoś tak wiele razy okazywało się, że o wiele lepiej bawię się bez wódki czy piwa. I wcale nie jest przyjemnie słyszeć „ze mną się nie napijesz?” po raz dwudziesty.
Co zrobić, żeby Twoje prawdziwe zachowania wyszły w końcu na zewnątrz? Otóż, trzeba przestać oceniać tak szybko innych. Czyli zacząć lepiej oceniać Siebie. Przecież lubię się śmiać. Lubię trochę inne imprezy. Wcale nie jest mi przyjemnie wyjechać i nudzić się w gronie osób oglądających wieżę Eiffle’a.
Poza tym, do przeżywania trzeba lepiej odczuwać rzeczywistość. Kłania się na przykład taka medytacja. Jeśli wchłaniasz doświadczenia, zaczynasz powoli robić coś, co lubisz, czy próbować nowych rzeczy – czy będziesz miał potrzebę zazdrościć innym?
Trzeba usiąść i zastanowić się w czym jestem dobry ja, co lubię, czego potrzebuję. Robić dla Siebie dobre rzeczy, i jeśli chcemy gdzieś wyjechać, to zaplanować to (chociażby na papierze, chociażby w głowie powiedzieć, kurcze chcę odwiedzić to miejsce)
Wiem, to trudne, często zupełnie nie cenimy siebie i nie chcemy sobie dogadzać. I, gdzieś tam z własnych, głębszych blokad wychodzą koszmarne oceny i zachowania. No cóż, ale jeśli zagłębimy się w nie, to jest nadzieja.
A Ty jak, śmiejesz się chodząc po ulicy?
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz