Dlaczego nienawidzimy lepszych od siebie?

Znajoma wrzuciła piękne zdjęcia. Nawet nie musiały być idealne, ale … właśnie takie, jakie chciałbym mieć na swojej tablicy. Albo inaczej – wydawało mi się, że za nimi kryją się przeżycia, które chciałbym mieć.

To poczucie bycia ważnym i potrzebnym. Każdy ma w innym stopniu. I każdy bardziej lub mniej interesuje się „lepszymi”. Niektórzy ich lubią, ubóstwiają, a niektórzy … no cóż. Wręcz szalenie nienawidzą, i życzą rychłej śmierci.

Dlaczego nienawidzimy lepszych od siebie

Dlaczego więc denerwujemy się jak ktoś coś osiąga? Czy osiągnięcie przez kogoś jakiegoś wyniku od razu warunkuje u nas zdenerwowanie?

Przyczyny leżą gdzieś indziej. Jak to mówi Marshall Rosenberg – najpierw trzeba popatrzeć na nasze potrzeby. Ukrywają się często pod maską innych uczuć, takich, jakie umiemy wyrazić. Na przykład – właśnie – irytacji.

Po pierwsze – druga osoba osiąga coś… według mnie. To według mnie – i może wielu innych – wykład dla kilkuset osób jest osiągnięciem, jest czymś fajnym. A może dla kogoś byłoby to przerażające?

To według mnie ładne zdjęcie to coś super. Symbol, pod którym kryje się bycie kochanym, ładnym i szanowanym. Ponieważ ktoś umie coś zrobić i ładnie to sprzedaje – to dla mnie jest überczłowiekiem. Który czuje się tak, jakbym ja, jakbyśmy wszyscy chcieli się czuć.

A to nie prawda. Często nawet zwykła praca jest dużym osiągnięciem – nawet teraz zaczynam to doceniać, i nie denerwować się na ludzi, którzy nie chcą uciec z korporacji. Może nie jest to całkowite spełnienie Siebie, czy swoich marzeń, no ale … zawsze coś.

Po drugie: pojawia się u mnie irytacja, bo … sam czułem się nikim. To bycie kimś, to właśnie moja udoroślona potrzeba bycia wysłuchanym i szanowanym.

Kiedyś sam, może jak byłem mały, dotarłem do dziwnego wniosku. Może lepiej starym nie komunikować, że jest źle? Może się zamknąć w sobie, skoro wszyscy mają to gdzieś i nie widzą, że się męczę? Przecież oni mają swoje koszmarne problemy.

I co teraz z tego wychodzi? Dalszy brak komunikacji, przedłużenie ich nieporadności w tym względzie. Czyli nie rozmawianie, wycofywanie się i niechęć. No i, jak widać, zdenerwowanie na tych, którym się „udaje”.

Czyli… czy bycie „kimś” na tablicy fejsbooka, to rzeczywiście To Coś?

Chyba nie do końca. Nabieram się na reklamowy obraz tak jak kiedyś na zdjęcia modelek.

Poza tym… jest drugie dno. Czułem się bezradny. Bo przecież, zawsze można iść podobną drogą, rozwijać się i czerpać przykład z lepszych….

Szkoda tylko, że ta piękna koleżanka, szkoląca ludzi … nie odpowie na moje pytania. Bo i po co ma odpowiadać? Jak to zrobiłaś? Ciężką pracą.

A ja potrzebuję bardziej konkretów, i wstydzę się zapytać. Nie chce słuchać „nie”.

Marzy mi się brak tego strachu, dokładne odpowiedzi ludzi lepszych i pójście za rączkę. Pomoc w osiągnięciu czegoś i późniejszy triumf.

Mało kto zrobi coś takiego, nawet za gruba kasę – gdyż znowu jest to potrzeba bezpośredniego i dokładnego tłumaczenia, spójności, skierowana .. Do rodzica. Czyli wracamy do emocji wewnętrznego dziecka, które często nami steruje.

Z tego wszystkiego wychodzi plątanina uczuć, często niewidoczna dla poszkodowanego. Różnych głębszych potrzeb, nawet dość ważnych. Ale, o których trudno jest mówić, zwłaszcza jeśli nikt ich nigdy nie chciał słuchać. Wtedy i ty sam możesz o nich zapomnieć

I czy nie łatwiej jest w takim właśnie momencie … przekląć po prostu drugą osobę? Odrzucić to od siebie? Przecież i tak kompletnie tego nie rozumiemy, tego, czyli… no właśnie. Swojego wnętrza i swoich potrzeb.

Szeroki temat, ale warto się w niego zagłębić.

admin Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.