Dlaczego nie chcę mieć dzieci?

To dziwne stwierdzenie, przekonanie. Gdzieś tam sobie głęboko wryłem, taką właśnie odpowiedź na pytanie: Czy chcesz mieć dziecko?

Odpowiedz więcej niż jednym zdaniem poniżej.

Zaczynając: nie chcę tego cierpienia przekazywać dalej. Cierpienia jako bólu, zaprzeczenia, ogólnie nieświadomości. Dziecko jak każdy musi przejść przez to, przez ego jako fałsz. Nie wiadomo, czy gdziekolwiek dotrze. I owszem, to wymówki, podobnie jak brak środków materialnych, czy obiekcje przed posiadaniem rodziny. Ale wymówki podświadomie mocne.

Może trochę więcej o rodzinie. Nie chcę jej mieć, dlatego, że miałem taki a nie inny przykład. Jakoś trochę za bardzo wyrył mi się popaprany schemat w głowie, a w ciele i ruchach pozostało niezdecydowanie. No bo przecież na co się tu zdecydować, jeśli otoczenie (zwane społeczeństwem) nie daje zbyt ciekawych, fajnych wyborów.

Niby mówi – rodzina jest ok, ale nie daje do zrozumienia, jak dotrzeć do Prawdziwej Rodziny, przez co trzeba przebrnąć, jakie wybory trzeba podjąć. Naprawdę, nikt na zewnątrz o tym nie mówi. Tylko garstka „uwodzicieli”  jest na tyle Rozwinięta, żeby mówić o zaangażowaniu emocjonalnym, o męskości (i kobiecości). Tylko książki terapeutyczne poruszają temat asertywności i schematów ucieczki, podobnie wyżywaniu frustracji.

A może coś zupełnie innego? Czy ktoś mówi głośno o tworzeniu Wspólnot? Raczej nie, to tylko słowo skojarzone z kościołem, tudzież ewentualnie garstką porąbańców, zwaną sektą. Gdzie tu wybór?

Albo musisz przyjąć maskę, powiedzmy„ruchacz” (czyli uciekinier od bliskości), albo być w standardowej relacji (czyli zamknięty niedorozwinięty dzieciak, który boi się porzucenia). No jeszcze ewentualnie wolne związki, które nie istnieją, tudzież „fuck-friends”, którzy częściej przestają być „friends” niż „fuck”. 

A co z tą rodziną, tym ideałem wymyślonym przez zakochane dziewczynki, albo przestraszonych facetów (kto wie co gorsze)?

Taki ideał prawdopodobnie jest możliwy, ale nikt z mojego bliższego otoczenia go nie osiągnął. Co gorsza – ludzie ci są daleko od całości wartej naśladowania. Owszem – niektóre zachowania są spoko. Ale rozwój emocjonalny – nikły. Widzę tą absurdalną głupotę w wychowaniu bliskich mi osób i chce mi się wymiotować.

Jak mam być genialnym ojcem, gdy ktoś obok zachowuje się jak kretyn przekazując dalej swoje frustracje? Nawet jeśli stara się jak może (co oczywiste), to skąd mam brać przykład? Z filmów youtube? Ze szkoleń?

Idąc dalej – mogę i umiem dawać przykład. Owszem, rozwój, i tak dalej. Więc chcę mieć uczniów, ale bez poczucia silnej odpowiedzialności, przywiązania, wręcz winy za to, że kogoś „zrobiłem” (k*rwa!).

Rozwiązaniem może być zawód nauczyciela. Jednak wiem, że to także nie jest final solution.

Wyjściem byłoby dążyć do samo-realizacji, spełnienia. Genialnego seksu (dżisas, to jest tak cholerne tabu, że aż strach!), relacji teraz, a jednej dłuższej może kiedyś, w przyszłości.

Raczej w to nie wierzę, choć jednocześnie marzę o tym. Być może na głębszym poziomie jedna relacja jest mi pisania, ale do tej pory – muszę się przyznać – uciekałem od tego jak tylko się da. Jednocześnie potrzebując tego, gloryfikując seks zamykałem się przez długi czas w pułapce.

Ale czas nadszedł.

admin Opublikowane przez:

3 komentarze

  1. 8 kwietnia, 2014
    Reply

    hmmmm co tu komentować skoro dodales ostatnie zdanie "czas nadszedł"

  2. 9 grudnia, 2015
    Reply

    Może tabu, ale o takich rzeczach trzeba mówić głośno, bo inaczej nie trafi się na kogoś, kto to spełni – a ten ktoś może być bliżej, niż się wydaje.

    Dzieci to bardzo subiektywny temat i chyba najlepiej rozumiem podejmowanie decyzji nie posiadania ich z przyczyn zdrowia psychicznego, a raczej jego braku, choć otoczenie mnie nie rozumie w tej kwestii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *