Czy Jezus Istniał? Czyli jak przyznać się do błędu

To umiejętność, która wymaga kilku rzeczy o których powiem poniżej. Ale najpierw osobista historia o pewnej ważnej postaci … i małe Case Study.

Mały przykład popełnionego przeze mnie błędu. Bardzo ostro skomentowałem artykuł odnoszący się do mojej znienawidzonej religii. Kato-Licy to mój jakże zacny konik, ponieważ zarówno temat wywołuje duże emocje, jak i jest blisko nas w życiu.

Wpis odnosił się do wiary w Jezusa, oczywiście. Jednak – wiara ta jest podstawą Kościoła, a ten z kolei – jak widzę po naszym otoczeniu, raczej średnio rozwiązuje ludzkie problemy. Częściej je raczej wzmacnia. I szkodzi.

I chociaż tak na prawdę w nie wiadomo „jak było”, jak ta wiara powstała i czym się kierowali jej założyciele, to wiemy, że historia samej instytucji jest dość patologiczna (Papieże gwałciciele i inkwizycja). No i trudno przyznać, że Księża opierają się na racjonalnym rozumowaniu.

Czy Jezus istniał

A jednak – udowadniamy. Wpis był skrótem myśli zawartej w książce o historii Jezusa. I w sumie moglibyśmy na tym pozostać, jednak teza brzmiała trochę inaczej niż „czy istniał, czy nie”.

Było to raczej „Dlatego ludzie – patrzcie i uwierzcie!„. Mam swoje zdanie na ten temat, niestety, pełne uczuć. Nie oparte na samych faktach, raczej na wielu doświadczeniach i tezach przedstawianych w różnych źródłach (filmy, strony, książki). Jakie to zdanie?

Że jeśli już rozmawiać o Jezusie, to jako o postaci istniejącej Teraz W Wyobraźni ludzi. Że, jeśli już rozmawiamy o zjawisku wiary w tą osobę, to porozmawiajmy o Zakochiwaniu się w wyobrażeniu, jakieś sile zewnętrznej.

W silnym uczuciu, które jest abstrakcyjne, i … nam pomaga. Dalej tkwić w tym samym. I nawet jeśli „pisma” dają nam pewne o nim informacje to i tak… tej osoby nie ma w rzeczywistości. Nie wiadomo, kim był i czy był. Filozoficznie, czy metafizycznie rzecz biorąc – takie źródła też mogą kłamać.

Udowadnianie tez i podstaw wiary jest w ogóle błędne – nie dowiemy się nic o intencjach i odczuciach ludzi, na których opieramy swoje obecne silne uczucia. „Czy Jezus istniał”? A co to kogo obchodzi. Może w rzeczywistości chciał, żeby ludzie się nienawidzili?

A może rzeczywiście był istotą pełną miłości, tylko sama instytucja się nie udała? Kto wie. Ja patrzę oczywiście emocjonalnie, z perspektywy dnia dzisiejszego. A historycy muszą przyjąć zapisane tysiąc lat temu informacje jako fakty.

Skutek jednak rozprzestrzenianej choroby jest jednak trochę inny. Takie powiedzmy wypaczenia seksualne, czy dezinformacje, już nie mówiąc o majątku Kościoła. Jednak abstrahując, wielu próbuje i chce swoją wiarę udowodnić i przekonywać do niej innych.

Mnie to ewidentnie wkurzyło – w końcu moja wiara (a może wiedza?) w rozwój emocjonalny jest lepsza. Dlaczego – to kwestia na inny wpis 😉 Jest tutaj przymrużenie oka, i podobnie w tamtym komentarzu.

Jednak, był on wulgarny. „Poniosły mnie uczucia!”, nie mogłem wytrzymać usilnego przepychania idei, z którą się nie zgadzam.

Wydaje mi się, że wzmacnia ona instytucje i działania, które mnie osobiście mocno skrzywdziły. I – jak uważam – mocno ryją umysły i postrzeganie wielu ludziom. Na pytanie „Czy Jezus istniał” da się odpowiedzieć, ale nie na tym powinniśmy się skupić. Zobaczmy co robią ludzie, którzy próbują takie tezy popierać.

Owszem, mam dość dalekie i „odważne” wnioski, ale nie bezzasadne. Raczej – po prostu osobiste. To moje zdanie, nie podpierane badaniem rynku, raczej doświadczeniami. Może są wypaczone?

Komentarz jednak był po prostu szybkim wystrzałem na odpierdol się. I tak został też odebrany, co dziwne – nie usunięty. Dostałem tylko po głowie. I przeprosiłem, bo wiem, co robię. Staram się nie być skurwysynem.

Niby chciałem zawinąć agresję tego komentarza w ironię, czy sarkazm dając wspomniane „przymrużenie oka”. Trudno jest jednak ukryć głupotę.

Czy to błąd? Czy przez to umrę?

Tak i nie.

 

Tutaj więc kilka metod na to, jak przyznawać się do błędów:

Analizuj bez większych uczuć. Poczekaj, aż przejdą, aby móc lepiej zrozumieć temat, i do czego on właściwie się odnosi. Bo może niekoniecznie tak Ci szkodzi, jak poczułeś?

Pamiętaj o tym, że Nic Ci Się Nie stanie. Jak coś zepsujesz, to nie umrzesz. Bez względu na to, czy Jezus istniał, czy nie – Kościół Cię nie zabije. Jak poświęciłeś walce z nim pół życia, to nie znaczy, że musisz walczyć dalej.

Często kierują nami silne emocje. Obserwuj. Z automatu, jeśli pojawi się wkurwienie, zobacz to co się z Tobą dzieje. Może chcesz coś obronić?

He-Shows-Agressive-Behavior

Silne emocje często powinny być wyrażane, ale większość tego nie przyjmie ze spokojem. Warto się tak do nich odnieść, ze współczuciem, czy nawet szacunkiem. Ale to bardziej przypomina mi buddę niż zwykłego szaraczka.

Moja ulubiona historia o tym mistrzu (ale czy on w ogóle istniał? 😉 ) brzmi:

Do buddy siedzącego pod drzewem podszedł kiedyś facet. Opluł go i zaczął na niego wrzeszczeć, ewidentnie wkurwiony, bluzgał, wyzywał, chciał go pobić.
Budda nie odpowiedział, patrzył z miłością na mężczyznę, aż ten nie mogąc wywołać niczego, odszedł. Uczeń mistrasza, zafrapowany, zapytał go później:
Buddo, dlaczego nie zareagowałeś?
Widzisz uczniu, ten człowiek chciał mi pokazać coś bardzo ważnego. Jak wielkie muszą kimś targać uczucia, skoro tak się zachował?
Po kilku dniach tamten człowiek przyszedł z płaczem, przepraszać.

Mniej więcej, napisałem z pamięci. Jest coś w tym? Jest – dużo emocji i przyjęcie nie bezpośrednie. Nie uchwycenie się uczuciowej gry, tylko zrozumienie. Że drugą osobą mogą targać wewnętrzne „demony”.

Ja nazywam to silnymi doświadczeniami i przekonaniami, które gdzieś w nas zostały zachowane. Inną kwestią jest filozoficzne pytanie: Dlaczego Akurat Mnie To Dotknęło!?

Ano bo dotyka wszystkich. Na szczęście (lub nie) jesteśmy uczuciowymi istotkami.

I cieszy mnie jeśli spotkam się z takim przyjęciem zdenerwowania. Bo to jest dopiero szacunek, jak ktoś bluzga, a Ty to akceptujesz. Nie boisz się o Siebie – mimo, że wielu agresorów chętnie by zabiło swojego słuchacza.

Problem w tym, że tak na prawdę to potrzebują oni właśnie Wysłuchania, a nie walki. I tym dziwnym sposobem go szukają, nawet nie wiedząc o tym.

Tak samo jak ja używając przekleństw w komentarzu.

Jedyna różnica jest taka – przyznaję się do błędu, i szukam rozwiązań.

Może i Ty dzięki tej historii zaczniesz?

 

http://reasonspawn.blogspot.com/2014/09/piec-powodow-by-nie-wierzyc-w.html

admin Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *